Po wizycie w naszej pralni , dywany wrócą do Ciebie czyste, mięciutkie i pachnące. Do prania dywanów, stosujemy bowiem, najwyższej jakości chemię Wielkie pranie (1983) to 18 odcinek 2 sezonu serialu Pat i Mat. Jest to 19 odcinek od początku istnienia serialu. Mat planuje zrobić duże pranie. Niestety, w dniu, w którym zamierza się tym zająć, pralka odmawia współpracy. Pat jak zwykle pomaga mu w tej trudnej sytuacji. *PAT *Mat Dzisiaj pranie i suszenie poduszek z naturalnego pierza! U nas dosuszycie je bez problemu. www.speedqueenwroclaw.pl Zastanawiam się właśnie kiedy zrobić pranie wszystkich ciuszków dla dzidzi…jest tego dość sporo bo oprócz ciuszków mam też pieluchy które musze wyprać…proszek już kupiłam (lovela), pogoda chyba będzie juz dobra więc powinno poschnąć na balkonie raz dwa… nie wiem tylko czy nie pospieszę się z tym wszystkim za bardzo… do świąt z pewnością tego nie […] 14 października 2011 r. Gosia Baczyńska odsłoniła „Pre Collection 2012". Niezwykły pokaz mody został zorganizowany na klimatycznym praskim podwórku przy ulic Wpadli również na nazwę! Wspaniale nam się z Wami pracowało i nie posiadamy się z radości, patrząc na efekty wspólnych prac. Cali na biało W The Sims 4 Wielkie pranie Akcesoria Wasi Simowie zmierzą się z najbardziej odprężającym z codziennych obowiązków – robieniem prania. ihhd2V. Dzisiaj już sznurki zostały zreperowane , to znaczy wymienione na można wieszać pranie....pozdrawiam wszystkich odwiedzającychdzisiaj same puzle i to takie zbierane foty . TYM co się nudzi mogą się zabawić w rozwiązywanie .......miłego 1-go maja.....kiedyś to było święto........WIELKIE PRANIE.....autor wiersza: Maria KonopnickaPrzepraszamy bardzo panie, Lecz dziś u nas wielkie pranie. Cały sznur się w słonku suszy,W domu nie ma żywej duszy!Od soboty do soboty Dość nazbiera się roboty. To na łące zmacza rosa,To znów plama z żółtonosa, To śmietanka z garnka pryśnie,To sok z siebie puszczą wiśnie... Albo przy pieczeniu chleba, Czy to mówić nawet trzeba, Ile wszędzie mąki, ciasta?Na nic każdy się zachlasta! Nie dałabym nigdy rady,Gdyby nie to, że sąsiady Pomagają,jak kto może... Niech im Pan Bóg dopomoże! Wody da mi modra struga, Gałąź jedna, gałąź drugaSznur mi trzyma w cieniu drzewa,Słonko świeci, wiatr powiewa,Jaskółeczki mi nad głowąSzczebiotają piosnkę nową,Kasia mydli większe plamy,I tak sobie to, kiedy się w niedzielęLalki me ubiorą czysto,To się dziwi dziad w kościeleRazem z panem organistą. Lecz dziś u nas duże praniePrzepraszamy bardzo panie! ***************************** ******** Choć Andrzej Grubba nie uprawiał wiodącej dyscypliny, był czołowym polskich sportowcem lat 80. Tenisista stołowy skradł serca kibiców nie tylko swoimi sukcesami, ale i nienagannymi manierami Nazywano go "czarodziejem rakietki". Uważany jest za najlepszego polskiego tenisistę stołowego w historii. W trakcie kariery sięgnął po 15 medali mistrzostw świata i Europy, w tym mistrzostwo Starego Kontynentu w grze mieszanej, zdobyte w 1982 r. z Holenderką Bettiną Vriesekoop Zmarł 21 lipca 2005 r. na raka płuc, mając zaledwie 47 lat. Choroba szybko zabrała go na tamten świat. Od druzgocącej diagnozy minął niespełna rok — Choroba na pewno zmieniła jego podejście do pewnych spraw. Pod koniec życia mówił mi, żeby patrzeć się też na to, co jest teraz, a nie tylko na to, co będzie. Żeby nie kontrolować wszystkiego w swoim życiu. Żeby czasem napić się za dużo alkoholu, a potem dwa dni tego żałować — mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet jego syn Tomasz — Do dzisiaj mi go brakuje. Czy są urodziny, czy święta, chciałoby się z nim pogadać. Często o nim myślę, ale żyję też swoim życiem, bo nie da się już tego zmienić. Mam z nim przecież wiele pozytywnych wspomnień. I to na nich wolę się skupiać, a nie na tym, że żył tak krótko — dodaje Maciej Tomasz: — Długo nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak tata jest popularny. Chociaż były wcześniej sytuacje, które mogły o tym świadczyć. Kiedyś byliśmy na jakimś meczu w Sopocie i rozeszła się informacja, że Andrzej Grubba jest na meczu. Od razu ruszyło do niego kilkadziesiąt osób z prośbą o zdjęcie czy autograf. Miałem z 10 lat, więc do końca tego nie rozumiałem. Dla mnie to był przecież przede wszystkim tatuś. Maciej: — Zawsze jest miło, jak ludzie wspominają tatę i opowiadają, że oglądali jego mecze. Dla nas był przede wszystkim dobrym ojcem. Inteligentnym, pracowitym i skromnym człowiekiem. I oddanym rodzinie. Bardzo dbał o mamę i o nas. Tomasz: — O tym, jak wiele ojciec znaczy dla niektórych osób, przekonałem się przede wszystkim na jego pogrzebie. Pojawiło się chyba dwa tysiące osób, a po jego zakończeniu niektórzy podchodzili do mnie i opowiadali, jak dobrze go wspominają. Gdy usłyszałem, że niektórzy nie byli w stanie dostać biletów na jego mecze, zdałem sobie sprawę, jakim zainteresowaniem się cieszył. Maciej: — Może to zabrzmi egoistycznie, ale często zadaję sobie pytanie, dlaczego umiera taka osoba, która jest dobra, dba o siebie i innych, a nie ktoś, kto całe życie nic nie robi, a w dodatku prowadzi taki, a nie inny tryb życia. Tata zachorował na raka płuc, mimo że zapalił papierosa tylko przy jakiejś wyjątkowej okazji. To niesprawiedliwe, ale wiadomo, że życie ogólnie jest niesprawiedliwie. Już tego nie zmienimy, ale jakiś żal i smutek zawsze pozostanie. Tata, czyli "wujek" Tomasz: — Nie pamiętam mamy jako piłkarki ręcznej, bo zakończyła karierę, jak zaszła w ciążę ze mną. Ale to prawda, że mama bardziej się poświęciła. Wykonała kupę roboty, żeby było nam dobrze. Maciej: — Miała dużo na głowie, bo zarówno Tomek, jak i ja trenowaliśmy. Trzeba było nas wozić tam i z powrotem do klubu, zwłaszcza że mieszkaliśmy w mniejszej miejscowości i komunikacja publiczna nie funkcjonowała najlepiej. Poza tym pranie, gotowanie i wszystko, co trzeba zrobić w domu. Wszystko było na jej głowie. Tata co chwilę wyjeżdżał, więc nie wiedział, jak to codzienne życie wygląda. Lucyna Grubba: powtarzaliśmy sobie, że cuda się zdarzają Tomasz: — Często nie było go w domu, więc w głowie utkwiły mi jego powroty z wyjazdów. Czasem czekaliśmy 2-3 tygodnie aż tatuś wróci. Jego też bolało, że tak często nie było go w domu. Jak wracał, zawsze miał jakiś prezent. Chyba że się źle zachowywałem, to wtedy nic nie dostawałem. Maciej: — Dał nam kiedyś zegarek w kształcie samolotu. Teraz może brzmi to śmiesznie, natomiast wtedy to było coś wyjątkowego. Poza tym przywoził na przykład różnego rodzaju słodycze. Tomasz: — Kiedyś dał mi skórzaną kurtkę, strasznie byłem z niej dumny. Dostawaliśmy też dresy Adidasa czy samochodziki Matchboxa. Dzisiaj to nic wielkiego, ale 30 lat temu to było coś. Andrzej Grubba karmi syna Tomasza Obok żona Lucyna. Maciej: — Gdziekolwiek by nie był, czy to Azja, czy Ameryka Południowa, codziennie dzwonił, żeby zapytać, co słychać. Z każdego wyjazdu wysyłał do nas kartki pocztowe. Zazwyczaj dochodziły do nas po jego powrocie, ale i tak się z nich cieszyliśmy. Tomasz: — Mama opowiadała mi, że jak miałem cztery czy pięć lat, odebrał mnie z przedszkola i powiedziałem do niego "wujek". Tata się rozpłakał i przez następnych kilka tygodni został w domu. Byłem na tyle mały, że nie znałem innego życia. Najważniejsze, że tatę miałem. Wielki idol Tomasz: — W głównej mierze to dzięki niemu jestem takim, a nie innym człowiekiem. Przede wszystkim nauczył mnie, żeby być uczciwym. Pamiętam, jak pojechaliśmy kiedyś na wakacje na Lazurowe Wybrzeże. Znalazłem tam piłkę tenisową. Zacząłem się nią bawić, a tata zapytał, czy jest moja. Na początku skłamałem, że tak, ale w końcu przyznałem się, że to nieprawda. Rodzice się zdenerwowali, a tata tłumaczył mi później z 2-3 razy, że to jest po prostu kradzież. Miałem wtedy kilka lat, ale wryło mi się to w pamięć. Maciej: — Tata nauczył mnie przede wszystkim pokory, pracowitości i dobroci. Zawsze powtarzał, że warto być uczciwym i dobrym. Zachęcał nas też do nauki. Szczególny nacisk kładł na języki obce. Powtarzał, że jeśli będziemy w stanie porozumieć się w kilku, to na pewno poradzimy sobie w życiu. Foto: Archiwum rodziny Grubbów / omówienie Maciej, Tomasz, Lucyna i Andrzej Grubba. Tomasz: — Miałem dużo rozmów z ojcem, których wtedy za bardzo nie rozumiałem. Dopiero z czasem uświadomiłem sobie, że ma rację, powtarzając, jak ważna jest nauka. Rozmawialiśmy o tym przede wszystkim wtedy, gdy wpadłem na pomysł, żeby grać profesjonalnie w tenisa stołowego. Tata był wielkim idolem, więc ja też chciałem zostać gwiazdą tej dyscypliny. Czy miałem talent, czy nie, to była już inna sprawa. Ojciec powiedział, żebym grał, dopóki mogę, ale przede wszystkim muszę zdać maturę i pójść na studia. Wtedy nie chciałem uwierzyć, że nie zostanę profesjonalnym pingpongistą. Życie ułożyłem sobie jednak inaczej i nie żałuję. Maciej: — Ja też uprawiałem tenis stołowy. Z osiem lat trenowałem w tym samym klubie co tata. Cieszył się z tego, ale nie wywierał na nas nacisku. Na naszych meczach denerwował się chyba bardziej niż my. Tomek radził sobie lepiej, dlatego też grał dłużej. Ja jako dziecko byłem leniwy, przez co nic w sporcie nie osiągnąłem. Denerwowało to trochę tatę, bo wiadomo, że przegrać można, ale trzeba się przykładać do pracy. Tomasz: — Chyba nie potrafił kompletnie odłączyć się od sportu. W domu też o nim myślał. Starał się, żeby nie było tego za bardzo po nim widać, ale dało się odczuć, że ping-pong był w jego głowie przez 24 godziny na dobę. Najbardziej było to widać wtedy, gdy coś mu nie poszło. Kiedyś był bardzo zdenerwowany i zaczął przeklinać, ale to dlatego, że nie wiedział, że jestem w domu. Kiełbasa z sosem curry Tomasz: — U niego wszystko musiało być dokładnie zaplanowane. Pobudka, śniadanie, trening, obiad, poobiednia drzemka, czyli leżenie bykiem, jak sam na to mówił, i znów trening — wszystko o ustalonych porach. Nasz plan dnia był ustawiony pod niego. Maciej: — Lubił spacerować wieczorami, grać w golfa, tenisa czy jeździć na rowerze. Lubił też włączyć sobie wieczorem film z mamą, spotkać się z rodziną i znajomymi. To go też uspokajało. Tomasz: — W trakcie tygodnia odżywiał się zdrowo, ale raz w tygodniu spełniał swoją zachciankę. Jego koledzy zawsze się śmiali, że jak wracali z meczu, to musieli gdzieś wstąpić, żeby mógł sobie zjeść kiełbasę z sosem curry. Maciej: — Mieliśmy jeszcze dużo planów. Tata zawsze był ciekawy świata, pewnie dlatego, że wywodzi się z niewielkiej miejscowości. Wiele w życiu zobaczył. Obiecywał, że jak już ułożymy sobie życie w Polsce, to pokaże nam wiele rzeczy na całym świecie. Życie szybko zweryfikowało te plany. Teraz pojedziemy gdzieś czasem z bratem. To taka namiastka tych planów taty. Foto: Mieczysław Świderski / Andrzej i Lucyna Grubbowie na Balu Mistrzów Sportu Tenisista stołowy został sportowcem roku AD 1984. Tomasz: — Ojciec zawsze chciał pokazać mi Azję. Był tam pewnie z kilkadziesiąt razy, spędził tam bardzo dużo czasu. Opowiadał nam o Chinach, Japonii czy Hongkongu. Z wielką uwagą słuchaliśmy, jak opisywał start i lądowanie samolotu między drapaczami chmur. "Tobie będzie się najbardziej podobała Japonia" — mówił mi. Plany wyjazdu na Daleki Wschód snuliśmy także wtedy, jak był już chory. Inne zainteresowania? Miewał "fazy" na różne rzeczy. Przez pewien czas upodobał sobie granie w golfa. Jak na rynek zaczęły wchodzić filmy DVD, też się tym bardzo zainteresował i kupił niezbędny sprzęt. Lubił słuchać muzyki, więc wyposażył nasz dom w wieżę stereo i kolumny. Jednym z jego ulubionych artystów był Phil Collins, a na karaoke w pierwszej kolejności zawsze wybierał "Hotel California". Lubił też "Lady in red". Ostatnio rozmawiałem z Andrzejem Personem, który zjeździł z ojcem kawał świata. Zapytał się, czy mamy jeszcze kasetę, z której tata puszczał ten przebój. Chętnie powiedziałbym, że słuchał też Michaela Jacksona, bo to mój wielki idol, ale nie jest to, niestety, prawda. Ale jak miałem chyba 13 lat, wziął mnie na jego koncert. Między Polską a Niemcami Tomasz: — Ojciec podpisał najpierw kontrakt w Niemczech na dwa lata. My dołączyliśmy do niego po narodzinach Maćka, ja miałem wtedy sześć lat. I potem rok w rok była dyskusja, czy wracamy do Polski, czy nie. I na każdych wakacjach musiałem nadrabiać polskie lektury. Potem zapadła decyzja, że zostajemy do mojej matury, bo w Niemczech łatwiej było mi ją zdać. Po polsku potrafię rozmawiać, ale nie jest to mój wiodący język. Teraz jestem bardziej Niemcem niż Polakiem. Niestety (śmiech). Mimo że mam tylko polskie obywatelstwo. Maciej: — W 2004 r. przeprowadziłem się z rodzicami do Polski. W Niemczech nie mogłem zostać bez nich, bo miałem 14 lat. Powiedziałem sobie, że jak tylko zdam w Polsce maturę, to wracam do Niemiec na studia. Po śmierci taty plany się zmieniły, a teraz nie wyobrażałbym sobie życia w Niemczech. Foto: Archiwum rodziny Grubbów / omówienie Tomasz i Andrzej Grubbowie. Tomasz: — Po wyprowadzce rodziców i brata zastanawiałem się może z 2-3 razy, czy nie wrócić do Polski. Ostatecznie się na to nie zdecydowałem, bo w Niemczech dobrze się czułem. Choć oczywiście było mi ciężko, jak z ojcem było już gorzej. Maciej: — Przeprowadzka była bardzo trudna, bo wszystkich znajomych miałem w Niemczech. Polska była też innym krajem niż obecnie. W szkole miałem wiele przykrych sytuacji. Chociaż byłem już trochę zahartowany, bo na początku w niemieckiej szkole nazywali mnie "Polaczkiem" albo "złodziejem". Dopiero jak doszli do wniosku, że jednak nie kradnę, to zmienili zdanie. Natomiast po przyjeździe do Polski nazywali mnie "Hitlerem". Wiadomo, że w wieku 14-15 lat dzieci mówią i robią różne głupoty. A i nauczyciele nie zawsze zachowywali się tak, jak powinni. Tata nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, bo zachorował niedługo po przeprowadzce. Jego życie wypełniały już wtedy głównie wizyty w szpitalach i przychodniach. Nikł w oczach Tomasz: — Po powrocie do Polski tenis stołowy miał w końcu zejść na dalszy plan. Tyle że niedługo po przeprowadzce dowiedział się o raku. Dlatego chyba trochę żałował, że za dużo podporządkował sportowi. Później tego czasu mu zabrakło. Maciej: — Tata ogólnie był wrażliwym człowiekiem, przez co przegrywał wiele decydujących spotkań czy finałów. Nie radził sobie ze stresem. Natomiast choroba przybiła go niesamowicie. Ale nie położył się i nie czekał na to, co nadejdzie, tylko walczył. Bardzo pomagała mu mama, bo wszystkim się zajmowała. Miał wspaniałych lekarzy, którzy pomagali mu w wielu kwestiach. Brał najlepsze możliwe leki. Chodził na spotkania z psychologiem. Nie poddawał się. Chciał przeżyć każdy kolejny dzień, nawet jeśli było widać, że jest już źle. Mimo że skończyło się źle, to pokazał, jak to powinno wyglądać, gdy jest się w tak tragicznej sytuacji. Tomasz: — Ojciec dowiedział się o chorobie na początku października 2004 r. Rozpoczynałem wtedy studia. Rodzice uznali, że mam dużo na głowie i nie chcieli mi powiedzieć. Po jakimś czasie miałem przyjechać do Warszawy na międzynarodowe mistrzostwa Polski. Bardzo się na nie cieszyłem, bo grało w nich kilku kolegów, z którymi wcześniej rywalizowałem. Mama powiedziała, żebym jednak najpierw przyleciał do Gdańska i stamtąd mieliśmy pojechać na zawody. Wydawało mi się to dziwne, ale tak zrobiłem. W domu jednak i tak niczego mi nie powiedzieli. Pojechaliśmy na mistrzostwa, a tam niektórzy już chyba wiedzieli, co ojcu jest. Choć tata dobrze wyglądał i funkcjonował, więc nie mogłem się sam zorientować, że coś mu jest. A co dopiero, że ma raka. Po jakimś czasie mama przyjechała do mnie do Niemiec. Niby po to, żeby pomóc mi w urządzeniu mieszkania. Usiedliśmy na łóżku i powiedziała mi, co jest z tatą. Maciej: — U mnie wyglądało to trochę inaczej, bo byłem na miejscu. Tata kaszlał coraz częściej i mama wysłała go na badania, po których poznał diagnozę. Ale Bogiem a prawdą, to nie do końca zdawałem sobie sprawę, w jak poważnym stanie jest ojciec. Po jakimś czasie było to już widać gołym okiem: po chemioterapii tata stracił włosy i z człowieka, który jest wulkanem energii i codziennie uprawia sport, nagle stał się kimś, kto męczy się, idąc do łazienki. To było przykre i dawało do myślenia. Teraz jest mi już o tym łatwiej mówić, ale wtedy wyglądało to tak, jakby ktoś tacie wyciągnął baterie. On nikł w oczach. Foto: Archiwum rodziny Grubbów / omówienie Papież Jan Paweł II i rodzina Grubbów. Tomasz: — Jak dowiedziałem się o raku, poszedłem do biblioteki na uniwersytecie. Zacząłem trochę czytać i po 10 minutach zdałem sobie sprawę, w jakim stanie jest tata. Do końca jednak wierzyliśmy, że będzie dobrze. Takie nastawienie miałem do początku lipca 2005 r. Później mama coraz rzadziej dawała ojcu słuchawkę, żeby ze mną porozmawiał. Maciej: — Wiedzieliśmy, że jest ciężko i że może być nieciekawie, ale nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że to się tak skończy. Nawet widząc, jak tata się męczy i że nie ma na nic sił. Wtedy chyba pierwszy raz widziałem w oczach taty łzy. Rozpłakał się z bezsilności. Potem rozmawialiśmy z lekarzami, którzy go prowadzili, i przyznali, że od razu wiedzieli, że to jest już kwestia czasu. Z taką chorobą w tamtych czasach i w takim stadium nie sposób było wygrać. Dołowanie się nic nie da Tomasz: — Gdy przyjechałem do Polski dzień przed jego śmiercią, było widać, że jest już źle. Zobaczyłem go po południu, zapytał jeszcze o wyniki polskiej kadry juniorów na mistrzostwach Europy. A następnego dnia rano zmarł. Maciej: — Widziałem, że jest coraz gorzej, ale myślałem, że tak to będzie wyglądać przez dłuższy czas. Dzień przed śmiercią pojechałem z bratem mamy i kuzynami do Władysławowa, żeby odpocząć. Rano mama zadzwoniła i powiedziała, co się stało. Tomasz: — Dzień później wybrałem się na spacer z koleżanką z dzieciństwa. Gdy mijaliśmy kioski, twarz taty była na okładce każdego dziennika. Dodatkowo mnie to przytłoczyło. Nie byłem na to przygotowany. Maciej: — Tata zmarł dwa dni po moich urodzinach. To była tym bardziej trudna sytuacja, że byłem w — mimo wszystko — obcym kraju. Nawet jeśli przyjeżdżaliśmy tu wcześniej na wakacje. Musieliśmy sobie jednak z tym poradzić. Trzeba było żyć dalej. Nie mogliśmy się dołować, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Tomasz: — Zaraz po śmierci zadawałem sobie pytanie, dlaczego on. Już wiem, że to nic nie zmieni. I odpowiedzi na to pytanie też nie ma. Nie przynieść wstydu ojcu Tomasz: — Często myślę sobie, że fajnie by było, gdyby ojciec jeszcze był. Na pewno ułatwiłoby to pewne rzeczy. Niejednokrotnie zapytałbym go o radę. Przede wszystkim wtedy, gdy gorzej szło mi pod względem zawodowym. Bardzo potrzebowałem wtedy takiej rozmowy. Chętnie bym z nim pogadał po zakończeniu studiów, pewnie byłby ze mnie dumny. Ogólnie powiodło mi się w życiu, wierzę więc, że tata nieraz z góry popycha mnie w odpowiednią stronę. Maciej: — Gdy człowiek nie ma na coś siły i chciałby w jakiejś kwestii się poddać, to zawsze gdzieś z tyłu głowy ma to, że nie powinien, bo tata patrzy. Zawsze nam przecież powtarzał, że warto być porządnym. Dlatego zanim zrobię jakąś głupotę, to dwa razy sobie to przemyślę, żeby nie przynieść wstydu ojcu. Foto: Adam Warżawa / PAP Maciej (pierwszy z prawej) i Lucyna (w środku) Grubbowie podczas uroczystości nadania imienia Andrzeja Grubby jednemu z gdańskich tramwajów (2020 r.). Tomasz: — Choroba na pewno zmieniła jego podejście do pewnych spraw. Pod koniec życia mówił mi, żeby patrzeć się też na to, co jest teraz, a nie tylko na to, co będzie. Żeby nie kontrolować wszystkiego w swoim życiu. Żeby raz na jakiś czas na coś sobie pozwolić. Żeby czasem napić się za dużo alkoholu, a potem dwa dni tego żałować. I żeby czasem zjeść sobie tę kiełbasę z sosem curry. Nawet jeśli nie wraca się z meczu. Maciej: — Było wiele przykrych sytuacji, gdy koledzy mówili, że jadą z tatą na narty, idą pograć w piłkę czy robić cokolwiek innego, a ja tak nie mogłem. Wiadomo, że miałem przy sobie mamę. Jednak gdy chłopak dorasta, to właśnie z ojcem chciałby porozmawiać na różne tematy. Do dzisiaj mi go brakuje. Czy są urodziny, czy święta, chciałoby się z nim pogadać. Często o nim myślę, ale żyję też swoim życiem, bo nie da się już tego zmienić. Mam z nim przecież wiele pozytywnych wspomnień. I to na nich wolę się skupiać, a nie na tym, że żył tak krótko. Tomasz: — Pogodzić, pogodziłem się. To już 17 lat... Ale czy rany się zabliźniły? Jak słyszysz po moim głosie, to... Dużo bym dał... Wszystko bym dał, żeby móc z nim jeszcze pogadać. Wysłuchał Dariusz Dobek *** Jego ostatnia rozmowa z Łukaszem Kadziewiczem wzbudziła sporo emocji. Wywołała dyskusję, która rozgrzała całe środowisko siatkarskie. Jak będzie tym razem? "W cieniu sportu" Zbigniew Bartman odnosi się do zarzutów, które pojawiły się pod jego adresem, prezentuje swój punkt widzenia i tłumaczy, dlaczego uważa, że w siatkarskiej drużynie narodowej potrzebne są zmiany. – Każde pokolenie ma swój czas, ten czas dobiegł końca – komentuje dosadnie. Przyjaźnie w sporcie? – Są bardzo ulotne – mówi. Ale zdradza też, do kogo dziś wali jak w dym, a kogo uważa za... "totalnego przygłupa". Kolorowanki i naklejanki Olesiejuk Oszczędzasz 3,66 zł (24% Rabatu) Wysyłka: jutro (czwartek Opis Ciocia May jest nieubłagana. Zanim Peter Parker będzie mógł odwiedzić Centrum Targowe, musi uporać się z pewnym zadaniem: czeka na niego sterta brudnych ubrań, które trzeba zanieść do pralni. Na pierwszy rzut oka to nic trudnego, chyba że wejdzie się w drogę zdeterminowanemu złoczyńcy…Zajmującą opowiastkę ze Spider-Manem w roli głównej wzbogacono kolorowymi naklejkami. Szczegóły Tytuł Opowieść z naklejkami. Wielkie pranie. Marvel Spider-Man Podobne z kategorii - Kolorowanki i naklejanki Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także: Darmowa dostawa od 199 zł Rabaty do 45% non stop Ponad 200 tys. produktów Bezpieczne zakupy Informujemy, iż do celów statystycznych, analitycznych, personalizacji reklam i przedstawianych ofert oraz celów związanych z bezpieczeństwem naszego sklepu, aby zapewnić przyjemne wrażenia podczas przeglądania naszego serwis korzystamy z plików cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki lub zastosowania funkcjonalności rezygnacji opisanych w Polityce Prywatności oznacza, że pliki cookies będą zapisywane na urządzeniu, z którego korzystasz. Więcej informacji znajdziesz tutaj: Polityka prywatności. Rozumiem Pośród wielu dostępnych na rynku środków do prania najpopularniejszymi są proszek i kapsułki. Proszek to rozwiązanie tradycyjne i znane od bardzo wielu lat. Kapsułki natomiast są produktem dość innowacyjnym, ale zdążyły już przekonać do siebie całkiem liczne grono osób. Jedne i drugie środki piorące na ogół działają dobrze, ale kapsułki uchodzą za wygodniejsze w do praniaChoć ewidentnie zauważalna jest moda na kapsułki, to wiele osób wciąż sięga po tradycyjne i testowane latami proszki do prania. Produkowane są one już od lat przez te same marki, co sprawiło, że dziś każdy może mieć swoją ulubioną. To co chwalą jedni, innym nie do końca odpowiada i na jest pewne – dostępne dziś proszki do prania są skuteczne, dobrze dopierają nasze ubrania i nie niszczą ich. Formuły sypkich detergentów są cały czas udoskonalane, dzięki czemu właściwie każdy proszek radzi sobie z usuwaniem większości zabrudzeń. W proszku można namaczać, prać ręcznie, wykonywać pranie wstępne oraz właściwe. Przy odpowiednim dozowaniu pojedyncze pranie kosztuje poniżej 1 zł. W sklepach znajdziemy proszki do prania bielizny białej oraz stosując tradycyjny proszek do prania trzeba pamiętać, że obok niego potrzebny jest jeszcze płyn zmiękczający, który nada naszym ubraniom miękkości i przyjemnego zapachu. Wadą proszku jest też dość kłopotliwe jego dozowanie. Właściwą ilość trzeba odmierzyć i wsypać do odpowiedniego pojemnika w pralce. Owy pojemnik po pewnym czasie użytkowania potrafi być porządnie zakamieniony, co może spowodować, że pralka będzie musiała trafić do serwisu. Dlatego osoby używające proszku do prania powinny pamiętać o konieczności systematycznego czyszczenia dozownika na proszek w swoich promocje na środki do praniaMateriały promocyjne partnera Kapsułki piorąceSą przede wszystkim bardzo wygodne w zastosowaniu i to właśnie głównie dlatego tak bardzo wzrasta ich popularność. Generalnie jest tak, że jeśli ktoś choć raz wypróbuje kapsułkę, którą dostał np. od zaprzyjaźnionej sąsiadki czy od kogoś z rodziny, raczej nie wraca już do proszku. Kapsułkę wystarczy umieścić na dnie bębna pralki, włożyć brudną bieliznę i nastawić wybrany cykl prania. Po jego zakończeniu ubrania są czyste i mają świeży zapach. Nawet jeśli zdarzy się, że folia zaaplikowanej kapsułki nie rozpuści się całkowicie, odzież i tak jest dobrze uprana i nie ma niej żadnych śladów po w użyciu, kapsułka 3 w 1 może już niedługo zastąpić tradycyjne proszki do aktualnie kapsułki dzieli się według przeznaczenia (do bieli i do prania rzeczy kolorowych). Są też kapsułki z dodatkiem odplamiacza oraz z płynem zmiękczającym. Ten ostatni zawierają prawie wszystkie innowacyjne produkty piorące, co oznacza, że przy ich stosowaniu nie ma konieczności kupowania dodatkowo preparatów do się na używanie kapsułek, musimy liczyć się z nieco wyższym niż przy proszku kosztem pojedynczego prania. Na ogół jest to ponad 1 zł. Chociaż, gdyby odliczyć koszt płynu zmiękczającego i wybielacza (przy kapsułkach 3 w 1) okazałoby się, że pranie kosztuje się do praniaMateriały promocyjne partnera Proszek do prania czy kapsułki – co wybrać?Każdy może oczywiście wybrać taki środek piorący, który opowiada mu najlepiej. Skuteczne pranie można zrobić zarówno w proszku, jak i z zastosowaniem kapsułki. Jest jednak kilka argumentów, które przemawiają za tymi poradnik: Zafarbowane ubrania, czyli jak sobie z nimi poradzićKapsułki są:wygodniejsze w użyciu niż proszek (nie trzeba odmierzać ilości detergentu, bo 1 kapsułka = 1 pranie);lżejsze niż duże opakowanie proszku, co nie pozostaje bez znaczenia wobec konieczności przyniesienia jednego i drugiego produktu ze sklepu; łatwiejsze w przechowywaniu (nie wilgotnieją, nie zbrylają się i mają szczelne oraz estetyczne opakowanie); wydajniejsze niż niektóre proszki (1 nieduża kapsułka doskonale radzi sobie ze standardowym 5 kg wsadem prania); bardziej ekonomiczne (jeśli odliczymy koszt zakupu płynu do płukania i wybielacza, pranie w kapsułkach może być tańsze niż w tradycyjnym proszku). Suszarki w korzystnych cenachMateriały promocyjne partnera Zobacz inne ciekawe promocje Utrzymanie czystości od wieków było jednym z najważniejszych elementów dnia codziennego. Różnie sobie z tym radzono, podejście do definicji czystości też było różne, niemniej jednak proces prania znany jest od dawna. Pranie w balii, kotle czy strumieniu brzmi dziś tak samo archaicznie, jak i męcząco. Nowatorskie maszyny do prania oszczędzają ludzkie siły i czas, a nawet i pieniądze. Wygoda i funkcjonalność Pierwsze pralki wirnikowe pojawiły się w połowie ubiegłego wieku. Nie miały funkcji podgrzewania wody ani wirowania – były zwykłymi kotłami na prąd, w których woda sama się kręci. A jednak szybko zyskały uznanie spracowanych kobiet, które nareszcie mogły stać i patrzeć, jak „samo się pierze”. Już nie trzeba było stać nad parującym gorącym kotłem i mieszać prania za pomocą drewnianej łychy. O dźwiganiu ciężkich gorących kotłów nawet wspominać nie warto. Dlatego początkowo ta forma prania była czystym błogosławieństwem, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia – zwykła pralka przestała być luksusem, kobiety zaczęły marzyć o czymś więcej. O pralce, która nie tylko sama sobie wleje wodę, ale również ją zagrzeje, upierze pranie, wypłucze, po wszystkim odwiruje, a nawet wysuszy ubrania. Brzmi jak bajka, a przecież to rzeczywistość. Nowoczesne maszyny piorące Współczesne pralki automatyczne w zasadzie pozwalają zapomnieć o takiej czynności, jak robienie prania. Jedyna rzecz, jakiej jeszcze nie opanowały (ale to też zapewne kwestia czasu), to samoczynne włożenie prania do pralki oraz dozowanie proszku i płynu do płukania. Jednak patrząc na dynamiczny rozwój techniki użytkowej można przypuszczać, że i takie funkcje się z czasem pojawią. A co potrafią dzisiejsze pralki, oczywiście poza praniem? Niewątpliwie cenną umiejętnością jest usuwanie sierści i alergenów z prania, redukcja zagnieceń, suszenie, pranie parowe, ochrona delikatnych tkanin, szybkie usuwanie niepożądanych zapachów z ubrań. O takich rzeczach, jak oszczędzanie energii i wody nie trzeba wspominać, to już standard. Warto zauważyć, że producenci dają na swoje wyroby nawet 10 lat gwarancji. Pranie to czynność, którą my, a raczej nasza pralka, wykonujemy kilka razy w tygodniu. Warto przed zakupem pralki zrobić rozeznanie i mądrze wydać pieniądze. Nie zawsze najdrożej znaczy najlepiej, nie zawsze też najtaniej znaczy najoszczędniej. Poświęcenie kilku chwil na decyzję zagwarantuje zadowolenie w przyszłości.

dzisiaj u nas wielkie pranie